lubie to .!

wtorek, 30 kwietnia 2013

13.Było, minęło, nie wróci. Żyj teraźniejszością.

*Karolina.
Gorący poniedziałkowy ranek. Jest taki upał, że żadnej z nas nie chce się podnosić tyłka z leżaka.
-Nudzi mi się. Zróbmy coś. - powiedziała Weronika.
-Nie chce mi się. -odpowiedziałam.
-Chodź na zakupy, albo do jakiejś kawiarni.
-Nie chce mi się. - powtarzałam.
-No rusz dupę. Nie będziemy tu leżeć cały dzień.
-Zadzwoń do Marco, to z tobą pójdzie.
-Durniu, oni maja trening. -popatrzyła na mnie spode łba.
-Fakt, zapomniałam.
-No weź chodź, bo tu zwariuję. Proszę. - miałam wrażenie, że gdybym sie nie zgodziła, błagałaby mnie na kolanach.
-Dobra, to gdzie idziemy .?
-Do galerii. Dawno nie byłam na zakupach, a wiesz, że jestem uzależniona.- zaśmiała się.
-Doskonale to wiem.
Po godzinie byłyśmy juz w galerii. Pierwszy sklep jaki odwiedziłyśmy, to sklep obuwniczy. Raj. Obie kochamy buty. Ja trampki, a dla Wery rodzaj nie ma znaczenia, uwielbia wszystkie, począwszy od szpilek zakończywszy na trampkach. Weronika kupiła sobie baleriny i śliczne koturny. Ja dwie pary boskich trampek. Odwiedziłyśmy jeszcze kilkanaście sklepów. Wera kupiła trzy bluzki, dwie pary spodni, okulary i śliczne kolczyki. Ja byłam bardziej wybredna. Wybrałam tylko bluzę, koszulę i rurki.
Po długich i udanych zakupach postanowiłyśmy zajść do kawiarni i odpocząć. Zamówiłam deser lodowy, a tak właściwie, to pucharek z lodami czekoladowymi polanymi sosem czekoladowym, a Weronika szarlotkę z lodami waniliowymi. Uwielbiała to ciasto. Jego smak przypominał jej dzieciństwo.Opowiadała mi jak mieszkała wtedy z babcią na wsi. Jej rodzice musieli wyjechać za granicę, aby zarobić, nie wiodło im się wtedy najlepiej. Mieli trudna sytuacje. Werka mimo nieobecności rodziców czuła się świetnie. Czasem brakowało jej matki, szła wtedy do babci, ona zawsze potrafiła ją pocieszyć. Rodzice Weroniki wyjechali gdy miał pięć lat. Spędziła z babcia prawie połowę swojego życia. To ona zastępowała jej matke przez siedem lat. Niestety kobieta zmarła trzy lata temu. Weronika cięzko to przeżyła. Była bardziej zżyta z babcią niż z własna matką.
-Znowu wspominasz.? -wyrwałam ja z rozmyśleń.
-Mhm. - delikatnie pokiwała głową
-Było, minęło, nie wróci. Żyj teraźniejszością. - uśmiechnęłam sie do niej.
-Może masz rację.
-Ja zawsze ją mam.
-Fakt, zapomniałam. - zaśmiała się. - To co, idziemy już.?
-Musimy.? Tu jest tak fajnie, taki chłodek. Nie chce.
-Latem ci za gorąco, zimą za zimno. Zdecyduj się.
-Wiosna jest ok. - uśmiechnęłam się.
-Idziemy, bo juz nie chce mi się tu siedzieć.-zarządziła.
-Tak jest.
Szłyśmy powoli do wyjścia,kiedy zauważyłam cudną bluzę w witrynie sklepu. Szłam cały czas obserwując przedmiot mojego pożądania i znowu na kogoś wpadłam. Ja to ma szczęście. I na dodatek ten ktoś niósł kawę, która zostałam oblana w czasie zderzenia. Całe szczęście, że nie byłą gorąca.
-Bożż. moja ulubiona bluzka.
-Strasznie przepraszam, nie chciałem. Ale ze mnie gapa.
-Nie, to moja wina. Powinnam patrzeć przed siebie a nie rozglądać sie dookoła. - stwierdziłam wycierając się z kawy.
-Karolina .? - zapytał chłopak.
-Tak. - odpowiedziałam niepewnie. - My się znamy .?
-Piotrek,  spotkaliśmy się na Wierzy Floriana. Wtedy też na mnie wpadłaś. - zażartował.
-Aa, pamiętam. - nagłe olśnienie. Usłyszałam chrząkanie Weroniki, które oznaczało "halo, ja tu jestem, przedstaw mnie, no przedstaw", więc tak zrobiłam. - Piotrek, to moja przyjaciółka Weronika, Werka, to Piotrek.
-Miło mi. - uśmiechnął się.
-Mi również. - cos mi sie wydaje, że on sie jej spodobał.
-Musimy juz iść. Do zobaczenia.- oznajmiłam.
-Poczekaj. Może w ramach przeprosin, dałabyś się zaprosić na kawę.? -zaproponował.
-Chętnie, ale nie na kawę. Mam jej dość. - zaśmiałam się kierując wzrok na koszulkę.
-To może lody.?
-Jasne. - uśmiechnęłam się.
-Daj mi swój numer, to sie skontaktujemy.- zapisałam mu swój numer w telefonie i poszłyśmy do domu.

-Co ty wyprawiasz.? Umawiasz sie z dwoma kolesiami .? Oszalałaś .? - Weronika zasypywała mnie pytaniami.
-To zwykłe spotkanie, nic więcej. Nie mogłam mu odmówić.
-A jak Mario sie dowie.?
-No to co.? To moje życie. A to, że spotkam sie z Piotrkiem nie oznacza od razu ślubu i dzieci, nie sądzisz .?
-Nie zmieniaj tematu. Nie uważasz, że Mario będzie zawiedziony, jak sie o tym dowie..?
-Więc nie musi sie dowiadywać. I kolejny raz ci powtarzam, moje życie, moje sprawy.
-Rób jak chcesz. Żeby potem nie było, że cię nie ostrzegałam.
-Wiem do czego dążysz. On ci sie podoba, i chcesz go dla siebie. Ale bądź spokojna, dla mnie on nic nie znaczy. Albo inaczej, to zwykły chłopak, znajomy. Rozumiesz .?
-Mhm. A teraz możemy juz sie nie kłócić .?
-To tylko zwykła wymiana zdań. - zrobiłam sztuczny uśmiech.
-Jasne.
Resztę drogi spędziłyśmy w milczeniu. Znaczy wypowiedziałyśmy kilka zdań, ale bez sensu i emocji. To nasza pierwsza kłótnia w Dortmundzie, wywołana taka błahostką, totalnie bezsensowna. No ale cóż, mówi sie trudno i zyje się dalej. Zaraz nam przejdzie i znowu bd trajkotać.

*Piotr.
Na reszcie, w końcu ja spotkałem. W prawdzie od naszego poprzedniego spotkani minął tylko jeden dzień, ale dla mnie to wieczność. Całą noc o niej myślałem. Te jej cudowne oczy, ten piękny uśmiech, włosy. Anioł nie kobieta. Mam nadzieję, że cos z tego będzie i nie zakończy się tylko na jednym spotkaniu. Ale ona chyba ma chłopaka. Muszę coś zrobić. Jeżeli miłość od pierwszego wejrzenia istnieje, to właśnie tak jest. Zakochałem się w dziewczynie, którą widziałem dwa razy na oczy. Bezsens.

*************************************
Strasznie was przepraszam za te opóźnienie, ale mam kłopoty z internetem.
I przepraszam, tez za to, że taki krótki, ale jakoś tak wyszło. Pechowa trzynastka, a jednak. :)
Jakiś anonimek, zapytał mnie jak mi poszyły egzaminy, więc teraz odpowiem, że chyba dobrze, historia najlepiej (przynajmniej tak mi sie wydaje), niestety z matma trochę gorzej. 
Dziś rewanż na Santiago Bernabeu, mam nadzieję, że chłopcy dadzą z siebie wszystko i awansują do finału. Będę trzymać kciuki z całych sił. Niech zrobią mi taki świetny prezent na urodziny, tylko o to proszę. :)
Miałam też cos jeszcze napisać w sprawie transferu Mario do Bayernu, ale nie mam ochoty. Tak sie stało, niech już będzie, życzę mu wszystkiego co najlepsze, a przede wszystkim kasy, dla której (moim zdaniem)  podjął ta decyzję, lecz to tylko moje zdanie i każdy ma prawo mieć inne.

niedziela, 14 kwietnia 2013

ważne.!

Kochani.
Z bólem serca muszę ogłosić, że zawieszam bloga. Na krótko.
Za niecałe dwa tygodnie egzaminy, a ja nadal siedzę i się opierdzielam, bo ciągle rozmyślam nad kolejnym rozdziałem, którego nie jestem w stanie napisać, za dużo mam na głowie, wybór szkoły, profilu, pewne rozstania które bolą najbardziej... Musze dobrze wybrać aby potem nie żałować.
Obiecuję, z ręką na sercu, że 25/26 kwietnia pojawi się kolejny rozdział.
Przepraszam, jeśli kogoś zasmuciłam.:)
Pozdrawiam. :)
*życzcie mi powodzenia 23, 24, 25 , i trzymajcie kciuki :* (24 trzymajcie najmocniej.:) )
kocham was.!♥

środa, 10 kwietnia 2013

12.Matkę i ojca jeszcze mam, więc nie sieroto.

Karolina:
-No i co ci Marco powiedział.?-dopytywałam.
-No więc tak, Nat i Mario byli razem, ale krótko...
-Czemu .?-przerwałam jej.
-Nie wiem, Marco też.
-Bez sensu.
-Wiem. - wtórowała mi - Ej, juz późno, a ty jeszcze w dresie. Strój się.
-To nie dres.! - oburzyłam się - A po za tym, nie wiem w co sie ubrać. Pomóż.
-Ruszen dupe. - powiedziała i podeszła do mojej szafy. - Może ubierzesz jakąś kieckę.?
-W sumie, czemu nie. Ale od razu mówię, szpilek nie założę.
-To akurat wiem. - zaśmiała się - Sukienka czy spódnica.?
-A co za różnica.? Daję ci wolną rękę.
Kto by pomyślał, że umówię się z Mario Goetze.? Kto by w ogóle pomyślał, że go poznam.? A tu proszę.

-Karolina, Mario przyjechał. -usłyszałam.
-Już idę.- zbiegłam na dół.
-Ślicznie wyglądasz - przywitał się, cmoknął mnie w policzek i wyciągnął zza pleców niebieską różę. NIEBIESKĄ, tylko raz o tym wspomniałam, a on zapamiętał.
-Ooo, śliczna, dziękuję. - nie mogłam się powstrzymać i wpiłam sie w jego usta. Przeszedł mnie dreszcz, cudowne uczucie.
-Całujesz się na pierwszej randce ? Aż się boje pomyśleć co będzie na drugiej. - i znowu te brwi.
-Spadaj zboku.- zaśmiałam się.
-Zbok- wskazał na siebie- Zboczuszek - wskazał na mnie- Pasujemy do siebie. - uśmiechnął się. Czy on musi to robić.? Czy on musi mieć takie słodki uśmiech.? Mięknę za każdym razem gdy sie uśmiecha.
-Przeznaczenie. - wtrąciła się Werka.
-Radzę ci zabrać aparat. - oznajmił po chwili Mario.
-Po co .?
-Posłuchaj sie mądrzejszego i weź, bo będziesz potem żałować.
-Mądrzejszego .? -stwierdziłam ironicznie.
-Po aparat.! - rozkazał.
Całą drogę męczyłam chłopaka pytaniami dotyczącymi miejsca do którego jedziemy i po co mi aparat. Dobrze, że droga trwałą dość krótko, bo widziałam, że jest u kresu wytrzymania.
-Ale do lasu mnie nie wywieziesz, co .?
-Zastanawiam sie nad tą opcją od czasu, kiedy zaczęłaś przesłuchanie. - i ponownie ten cudny uśmiech.
Dojechaliśmy na miejsce po ok. 20 minutach.
-Aparat sieroto. - podał mi moja lustrzankę.
-Matkę i ojca jeszcze mam, więc nie sieroto. - poprawiłam chłopaka. Ten sie tylko zaśmiał i poprowadził mnie w to , jak to określił, 'przepiękne miejsce'. Kiedy szliśmy Poczułam piękny zapach kwiatów. Z każdym krokiem nasilał się.
-Ogrody różane.? - bardziej oznajmiłam niż zapytałam.
-Mhm. -uśmiechnął się.
-Dzięki, jesteś kochany. -i znowu go pocałowałam, nie ma się co oszukiwać, na prawdę go lubię, chyba z wzajemnością.
-To kiedy druga randka.? - zaśmiał sie kiedy sie od niego odkleiłam.
-A kto ci w ogóle powiedział, że takowa będzie. - odpowiedziałam pytaniem na pytanie i zaśmiałam się. On tylko popatrzył na mnie ze zdziwioną miną. - No co się tak gapisz.? Idziemy.
To miejsce jest cudowne. Trzy tysiące gatunków róż i ten zapach unoszący sie w powietrzu. Są tam rośliny, których nigdy wcześniej nie widziałam.
Spacerowaliśmy alejkami i rozmawialiśmy. Większość spraw, które mi o sobie opowiadał znałam. Wiedziałam, że ma dwóch braci, Fabiana i Felixa, którzy też graja w piłkę. Opowiadał mi o swojej rodzinie,  zainteresowaniach, mówił wszystko co mu ślina na język przyniosła. Okazało się, że słuchamy podobnej muzyki i gardzimy tymi samymi gatunkami muzycznymi. Oboje kochamy grać kręgle, to szczegół, że jestem w tym do bani, liczy się pasja. Jak na faceta, strasznie dużo gada. Ale to dobrze, przynajmniej nie będę sie z nim nudzić.
Sfotografowałam wiele pięknych kwiatów i krzewów. No i oczywiście nas. Zrobiliśmy sobie kilka 'słit foci z rąsi'. Zrobiła też kilka zdjęć Mario. Te robione z zaskoczenia wyszły lepiej niż pozowane.
-Jakby ci nie wyszło z piłką, to możesz zostać modelem. I jakbyś szukał fotografa, to wiesz do kogo dzwonić.- zaśmiałam się.
-Piłka to moje życie, nic tego nie zmieni. - uśmiechnął się - Zabieram cie w jeszcze jedno miejsce.
-Wieża Floriana .?
-Skąd wiedziałaś.?
-Jestem jasnowidzem.- zaśmiałam się.
-Jasne.- obdarzył mnie uśmiechem - chodź, jasnowidzu. Chwycił moją dłoń i powędrowaliśmy na środek Westfallen Park'u. Widok był niesamowity. Dortmund nocą to chyba najpiękniejsze miejsce na całej Ziemi.
-Dziękuję.- przytuliłam go.
-Za co.?
-Za dziś, było cudownie. - uniosłam głowę i spojrzałam w jego cudowne brązowe oczy. Umiechnął się a nasze usta się złączyły. Ten pocałunek był inny niż poprzednie, bardziej namiętny. Ponownie moje ciało przeszedł dreszcz, czułam się cudownie. Ta chwila mogła trwać wiecznie. Lecz on nagle sie odsunął i zaczął śmiać. Trochę się przeraziłam, bo nie wiedziałam o co mu chodzi, ale gdy zorientowałam się co sie stało, zwijałam się ze śmiechu razem z nim. Podczas naszego pocałunku przelatujący ptak narobił Mario na ramię. Koło nas stało mnóstwo osób a ten kochany ptaszek musiał nasraktać akurat na niego, przerywając taką chwilę.
-Ale masz szczęście. - kpiłam z chłopaka.- Dobrze, że nie narobił ci na głowę.
-Nie śmiej się ze mnie. Równie dobrze mógł narobić na ciebie.
-Ale wolał nasraktać na twoje ramię. - pękałam ze śmiechu. - A może to jakiś znak .?
-Ta, żeby nie robić ci więcej niespodzianek.
-Mówiłam ci, że ich nie lubię. -wyszczerzyłam zęby. - A teraz zdejmij ten sweterek, bo śmierdzi.
-Zdejmę, ale najpierw cie przytulę. Chodź kochanie. - szedł w moją stronę z rozłożonymi rękoma.
-Spadaj.!- krzyknęłam i zaczęłam uciekać, Mario ruszył za mną. Zachowywaliśmy się jak dwójka małych dzieci. Uciekałam przez jakąś chwilę, obróciłam się, aby zorientować się gdzie jest Mario. Biegłam, aż zatrzymałam sie na jakiejś osobie. Wywaliłam sie i chłopaka na którego wpadłam.
-Strasznie przepraszam, zagapiłam się. Przepraszam. - ale było mi głupio. Pewnie miałam strasznego buraka na twarzy.
-Nic sie nie stało, każdemu mogło się zdarzyć. - uśmiechnął się. -Co taka ładna dziewczyna robi tu sama.?
-Nie jestem sama, tam jest mój przyjaciel. - wskazałam na Mario zwijającego się ze śmiechu.
-Znasz Mario Goetze.? -zdziwił się.
-Od jakichś dwóch tygodni. -zaśmiałam się. - Karolina- podałam nieznajomemu rękę.
-Piotr. Jesteś z Polski .?
-Przeprowadziłam sie tu niedawno. Też masz polskie imię, mieszkasz tu .?
-Tak. - odpowiedział. W tej chwili podszedł do nas Mario.
-Co jest .? - zapytał z uśmiechem.
-Nic. - odwzajemniłam uśmiech.
-Idziemy.? - zapytał Mario.
-Jasne. - odpowiedziałam . - DO zobaczenia. - pożegnałam się z Piotrem .
-Oby. - usłyszałam za plecami.

*******************************************
Po pierwsze, chciałabym serdecznie podziekować  komuś ( wiesz,że chodzi o ciebie) za pomoc przy tym rozdziale. :* 
Po drugie: O mój bożę. BORUSSIA W PÓŁFINALE LIGI MISTRZÓW.!!!! Wczorajszy mecz wywołał niezapomniane emocje, których nie zapomnę chyba do końca życia. W 82 minucie łzy rozpaczy, 91 minuta nadzieja powróciła, 92 minuta, niepohamowany atak radości, totalna euforia.Siedziałam, płakałam z radości i sie trzęsłam. Miałam ochote skakać i krzyczeć na całe gardło, że wygrali, że przechodzą, kocham to, kocham.♥♥♥ Na prawdę po tej drugiej bramce Malagi straciłam nadzieję, ale cuda się zdarzają.  
Cud w Dortmundzie.♥
"Szalona pogoń za Malagą została zwieńczona niesamowitym sukcesem. We wtorek na Signal Iduna Park doszło do istnego cudu! W 91. minucie bramkę na 2:2 strzelił Marco Reus, a dosłownie chwilę potem na 3:2 dla gospodarzy poprawił Felipe Santana i Dortmund po prostu oszalał. "

Dziś miałam pierwszą matmę. Pierwszy raz w życiu siedziałam i szczerzyłam sie do ściany, całą lekcję. Wgl. nie słuchałam nauczyciela. Przypomniały mi się te dwie bramki, i łzy zaczęły napływać mi do oczu. To było piękne. :)

To co zrobili kibice na początku meczu, zapierało dech w piersiach.
Cudowny obrazek.♥

piątek, 5 kwietnia 2013

11.Nie jesteśmy razem, może robić co chce.

Sobota.
Resztę tygodnia spędziłam w łóżku w towarzystwie chłopaków i Werki, która nie miała wyjścia, chciała czy nie, musiała ze mną siedzieć.
Dziś po południu Borussia gra mecz z VfB Stuttgart, na który oczywiście mamy bilety. Moje kolejne marzenie sie spełnia. Chyba nigdy nie zdołam  się odwdzięczyć Werce za poznanie chłopaków. Do końca życia będę jej wdzięczna.
Weronika poprosiła Julię, żeby po nas zajechała. Obie nie chcemy powtórki z rozrywki z wtorku. I w końcu poznam tą dziewczynę, z tego co opowiadała mi przyjaciółka na pewno się dogadamy. Mówiła, że jej siostra Natalia też z nami jedzie. Fajnie, podobno jest w naszym wieku. Może jakimś cudem będziemy chodziły do jednej klasy. Miło by było znać przynajmniej jedną osobę w nowej szkole.

-Karolina, ta czy ta.? - dopytywała Weronika.
-Durnoto, tego na mecz nie założysz.! - zaśmiałam sie i rzuciłam przyjaciółce  koszulkę klubową Reusa i Mario. - Wybieraj, ale z góry mówię, że ta jest moja. - wskazałam na koszulkę z numerem 10.
-Oj, tylko ich jest, że chyba sie nie zdecyduję - stwierdziła ironicznie.
-Ciesze się, że ułatwiłam ci wybór,. Nie musisz dziękować, na prawdę.
Przyjaciółka obdarzyła mnie piorunującym spojrzeniem, wzięła ubranie i poszła się przebrać. Kiedy wyszła zrobiłam to samo.
-Wyłaź z tego kibla.! Ileż można się ubierać.? Zaraz Julia przyjedzie, słyszysz? Wyłaź.! - Weronika dobijała sie do drzwi łazienki.
-Minuta.! - krzyknęłam.
-Słysze to już od dziecięciu minut. Wyłaź.!
-Zaraz.
-Halo. No cześć. Ja już jestem gotowa, ale Karolina nadal z kibla nie wyłazi. Dobra, to do zobaczenia. - usłyszałam zza drzwi - Julia będzie za 5 minut, teraz to juz musisz wyjść.
Wyrobiłam sie w sama porę. Wyszłam z łazienki i zeszłyśmy na dół. Julia akurat parkowała auto.
-No hej.! - przywitała się.
-Cześć. Karolina jestem. - podałam dłoń Juli i jej siostrze.
-Julia, ale to już pewnie wiesz.-zaśmiała się.
-Natalia,ale mówią  na mnie Nat. - od razu widać, że to siostry, strasznie podobne. Nat od Julii róznia tylko różowe włosy. Są świetne. Zawsze podobały mi się kolorowe włosy i  wiele razy chciałam się ufarbować na niebiesko albo zielono, ale nigdy nie miałam odwagi, a mama to by mnie chyba zabiła, gdyby zobaczyła, że mam niebieskie włosy. - Miło mi.
-Ale masz boskie włosy. - uśmiechnęłam się.
-Dzięki - odwzajemniła uśmiech i ruszyłyśmy na stadion.
Droga minęła dość szybko. Siostry Lange to naprawdę miłe osoby. Faktycznie dobrze dogaduję się z Julią, mamy wiele wspólnych tematów. Nat też jest miła. Chodzi do mojej przyszłej szkoły. Miejmy nadzieję, że trafie do jej klasy.
O 14.45 powędrowałyśmy na trybuny Signal Iduna Park. Każda z nas miała na sobie koszulkę Borussi. Wera z numerem 11, Julia z 7, a ja i Nat z 10.
Mecz rozpoczął się o 15.30. Pierwsze dziesięć minut należało bo VfB. Obrona BvB trochę zawodziła, na szczęście w bramce stoi 'mur Weidenfeller ', który obroni wszystko. Po kilku strzałach na bramkę Romana dortmundczycy sie obudzili i zaczęli przejmować inicjatywę. Kilka celnych strzałów które niestety obronił Ulreich. Do dwudziestej którejś minuty gra BvB  wyglądała dużo lepiej i nagle okropny faul na Schmelzerze. Przestraszyłam się nie na żarty gdy na ekranie pokazali zakrwawiona twarz Marcela. Za niego wszedł Piszczek, który po pięciu minutach pokazał trenerowi, że dobrze wybrał wpuszczając go na bioska za Schmelzera. Po pięknym dośrodkowaniu Marco z rzutu wolnego strzelił bramkę. Dzięki niemu BvB prowadziło. Cały stadion oszalał, my również. Niestety przed przerwą 'mur Weidenffelera' pękł i było 1:1.
Druga połowa juz do początku należała do BvB. Na nasze nieszczęście Stuttgart ma dobrego bramkarza i skuteczna defensywę. Mimo to w osiemdziesiątej którejś minucie Lewandowski posłał piłkę do braki po pięknym dośrodkowaniu Łukasza. Stadion ponownie oszalał. Kibice Borussi są najlepszymi kibicami na świecie. Na każdym mecz zawsze jest komplet fanów, cudowna atmosfera. Nawet kiedy BvB przegrywa są z nimi i wydaje mi się, że zawsze będą.
Po meczu Julia zaprowadziła nas do szatni.
-Heja BVB.! - krzyknęła otwierając drzwi.
-Heja.! - odkrzyknęła całą drużyna.
Mario stał w samych bokserkach, rozśmieszył mnie ten widok i trochę krępował. No i nie mógł sie ubrać, tylko musiał podejść do mnie w samych gaciach.
-Świetny mecz. - powiedziałam dość niepewnie. Peszył mnie widok nagiego torsu chłopaka, nie powiem, że nie podobał mi sie ten widok, ale czułam sie niekomfortowo.
-Dzięki - uśmiechnął się. - Co robisz jutro.?
-Nie wiem co będę robić dziś wieczorem a ty mnie pytasz o jutro. -zaśmiałam się.
-Ale ja wiem co będziemy robić wieczorem, idziemy uczcić wygraną. Dziewczyny co powiecie na impreze dziś wieczorem .?
-No raczej, że tak. - odpowiedziały Julia i Wera, ale nie było Nat. Pewnie nadał gada przez telefon pod drzwiami szatni.
-A ja mam tu coś do gadania.? - zapytałam 'oburzona'.
-Oczywiście, że nie.- zaśmiał się - Wiem też co będziesz robić jutro.
-Doprawdy.?
-Zabieram cie w pewne miejsce.
-Dokąd.?
-Niespodzianka. - posłał mi łobuzerki uśmiech.
-Ej no, powiedz Nie lubię niespodzianek.
-Trudno - zaśmiał się, a po chwili spoważniał. Jego wesołe spojrzenie zamieniło się w pełne nienawiści i było skierowane w stronę drzwi. Obróciłam się, w drzwiach stała Nat, gadała z Mo i Julią.
-Coś sie stało.? - zapytałam Mario.
-Co.?... Nie nic. - wymusił uśmiech.
-Przecież widzę, że coś jest nie tak. - upierałam się.
-Na prawdę wszystko jest ok.. - uśmiechnął się, teraz szczerze, uwielbiam ten jego uśmiech. - To co, jutro o 16 po ciebie przyjadę, ok.?
-Jasne.



Weronika:
-Mam do ciebie ogromną prośbę.
-Słucham.
-Mogłabyś podpytać o coś Marco.? - poprosiła mnie Karolina.
-Zależy o co.
-Bo widzisz, gadałam dziś z Mario w szatni...
-No co ty.! - zakpiłam.
-Nie przerywaj tylko słuchaj. - zgromiła mnie przyjaciółka. Opowiedziała mi całą historię z szatni i poprosiła żebym zapytała Marco, dlaczego Mario się tak zachował na widok Natalii.
-Dla ciebie wszystko. - uśmiechnęłam się.
-Dzięki, kocham cie. - uścisnęła mnie.
-Tak, tak. A teraz chodź na parkiet. I pilnuj Mario. - wskazał na grupkę dziewczyn flirtujących z nim.
-Nie jesteśmy razem, może robić co chce.
-Mhm. Bardzo przekonująco. Uwierzyłam ci. - odpowiedziałam ironicznie.
-Spadaj. -zaśmiała się. - A sokoro już o nim mówimy, zaprosił mnie gdzieś jutro.
-Gdzie.? - zaciekawiłam się.
-Dobre pytanie. Też bym chciała wiedzieć.
-Niespodzianka .?
-Mhm.
-Przecież ty nie lubisz niespodzianek.
-Powiedziałam mu to samo.- zaśmiał się.-Idź teraz go zapytaj, dopóki jeszcze kontaktuje.
-Teraz miałyśmy tańczyć.
-Proszę. -zrobiła minkę małego szczeniaczka.
-Dobra. - poszłam w stronę baru, gdzie siedział blondasek z Mo i Mario, a Karolina do Nat i Julii. Wzięłam go do tańca i zaczęłam rozmowę. Opowiedziałam mu cała historię i poprosiłam aby nic nie mówił Mario. Ale o to raczej nie powinnam sie martwić, był juz po paru, co ja mówię, parunastu głębszych, wątpię żeby cokolwiek pamiętał.
-Nat i Mario byli razem, ale krótki. Po rozstaniu ona zrobiła taką aferę...
-O co chodziło.? - przerwałam mu, a to co usłyszałam totalnie mnie rozwaliło. Nie wierzę, że Mario mógł zrobić coś takiego. To nie możliwe. Nie mogę tego powiedzieć Karolinie, to przekreśli ich szanse na związek. A oni tak do siebie pasują. Będę musiała ja okłamać.



***************************************************************
Na reszcie, z wielkimi problemami ale dodałam. Cały czas mój internet przerywa, momentami całkiem nie łączy. Myślałam, że zwariuję...
 Mam nadzieję, że się spodoba ( mi tradycyjnie, coś nie pasuje, ale to już standard ). Całuski.:*


Faktycznie wygląda jak Piszczu. xd

wtorek, 2 kwietnia 2013

10. Jak by co, będziesz chrzestnym.

Rano obudziłam się z okropnym bólem gardła. Czułam się strasznie, jakby ktoś przepuścił mnie przez maszynkę do mielenia mięsa. Zerknęłam na zegarek, dziesiąta. Mama już w pracy, trudno. Muszę drzeć się do Wery, bo nie wstanę, strasznie kręci mi się w głowie.
-Wera.! - darłam się jak najgłośniej mogłam, po chwili przyszła.
-Bożż, czego chcesz .? - burknęła zaspana.
-Gardło mnie boli, przeziębiłam się przez Mario, przynieś mi tabletki.
-Dobra, gdzie one są.?
-Pewnie gdzieś w kiblu leżą, musisz poszukać.
-Spoko, zaraz ci przyniosę.
-Jesteś kochana, dzięki. - uśmiechnęłam się. Wera odwzajemniła uśmiech i zniknęła za drzwiami. Parę chwil później przyszła z cała apteczką.
-Nie wiedziałam które są od czego, więc masz wszystkie.-uśmiechnęła się.
-Dzięki.
-Idę coś zjeść, chcesz coś.?
-Nie, dzięki.
-Jak będziesz coś chciała to krzycz.
-Mhm.
Łyknęłam kilka witamin, wzięłam tabletkę od gardła i włączyłam telewizor. Latałam po kanałach i natrafiłam na 'Watss', kocham ten program. Mówią, że śmiech to zdrowie, więc po obejrzeniu tego odcinka powinnam wyzdrowieć, bo był naprawdę śmieszny. Niestety wszystko co dobre, kiedyś się kończy, skończył się też 'Watss', musiałam ponownie przeglądać wszystkie kanały. Tym razem nie znalazłam niczego co by mnie zainteresowało. Postanowiłam coś poczytać.Przypomniało mi się, że gdzieś na dole szafki mam  "50 twarzy Greya" i jakoś wcześniej nie miałam czasu do przeczytania jej. A teraz mam go mnóstwo. Zabrałam się więc za czytanie.Genialna książka, dużo pikantnych scen, lubię takie.Każdy zawsze mówił, że jestem zboczona. Mieli rację, ale nie chciałam tego do siebie dopuścić. Tak się wciągnęłam, że przeczytałam prawię połowę, niestety przerwał mi dzwonek.
-Wera, otwórz.! - krzyknęłam.
-Ok. - odpowiedziała, a ja znowu pogłębiłam się w lekturze. Usłyszałam kroki na schodach, myślałam, że to Marco i miałam trochę racji. To był on, a z nim Mario, Łukasz, Ewa, Moritz, Kuba z Agatą i Julia, dziewczyna Leitnera. Wszyscy wparadowali do mojego pokoju. Genialnie, wyglądam strasznie. Czerwony nos, potargane włosy a do tego tona chusteczek wokoło mnie. Czułam się dziwnie, ale mino to zaczęłam rozmowę.
-Więcej was matka nie miała.?
-Miał być jeszcze Robert z Anką, ale coś im wypadło. - zaśmiał się Łukasz.
-A co ty, chora jesteś.? Boże, środek lipca, a ty chora. - powiedział Mo.
-Tak, przeziębiłam się. Dzięki Mario. -zwróciłam sie do chłopaka z uśmiechem.
-Przepraszam, nie chciałem. - ale miał minę, chyba naprawdę się przejął.
-Szkoda, a my chcieliśmy was zabrać na kręgle. - stwierdził Marco.
-Przecież Wera może jechać. -odpowiedziałam.
-Nie zostawię cię tu samej.
-Przecież nie jestem dzieckiem, poradzę sobie, mamo. - zaśmiałam się.
-Ale... - przerwał jej Mario.
-Ja z nią zostanę, jedź. - zwrócił się do Wery - przeze mnie się przeziębiła, muszę odpokutować. - uśmiechnął się do mnie.
-No ale - zaczęła Wera, lecz tym razem każdy z obecnych krzyknął - Jedziesz, nie marudź.
-Dobra, ale muszę się przebrać.
-Dobrze wyglądasz. - poganiał ją Marco.
-Dobrze blondasku, skoro tak twierdzisz. - poczochrał jego idealnie ułożone włosy, no co on obdarzył ją spojrzeniem typu " zemszczę się", no i się zemścił. Odwdzięczył się pięknym za nadobne, zrobił z jej włosami to samo. Wyglądała jakby trafił ja piorun.
-Głąby - stwierdziłam.
-Teraz musicie na mnie czekać, nie wyjdę tak do ludzi. - oznajmiła urażona brunetka.
-Ruchy. - poganiali ją.
O dziwo nie zajęło jej to długo. Pogadali z nami jeszcze chwilę i poszli. Na pożegnanie Marco rzucił:
-Tylko dzieci nie naróbcie.!
-Jak by co będziesz chrzestnym. -odgryzłam się.
-Kupuj już wózek. - dodał Mario.
-Dobra, po drodze zajedziemy do jakiegoś sklepu, nie martwcie się. - krzyknął z dołu. Mario podszedł do łóżka i usiadł na brzegu.
-Jak się czujesz.? - zapytał.
-Można powiedzieć, że czuję się tak jak wyglądam, czyli strasznie. - zaśmiałam się.
-Nie jest tak źle, nie narzekaj.
-Ta, czerwony nos dodaje mi uroku. - zakpiłam.
-A żebyś wiedziała. - zaśmiał się - Posuń się - i położył się obok mnie. Zauważył książkę, zrobił dziwną minę i powiedział :
-Zboczuszek. - poruszał brwiami.
-Może. - uśmiechnęłam się.
Leżeliśmy i oglądaliśmy telewizję. Znowu trafiłam na 'Watss', Mario też go uwielbiał. Teraz to już na pewno będę zdrowa. Mimo, iż była to powtórka odcinka z rana śmiałam się chyba bardziej niż poprzednio. Powtórką nie była już tak śmieszna, ale reakcja Mario na niektóre sceny była przekomiczna. Tak głośno śmialiśmy się, że pewnie słychać nas było na ulicy.
-Jak ja cię lubię.- nie mam pojęcie dlaczego to powiedziałam. Zrobiło mi sie tak głupio.
-I wzajemnie. - odpowiedział.


Weronika :
Trochę głupio było mi zostawić Karolinę sama w domu, no nie sama bo z Mario ale i tak powinnam zostać. Mimo iż dręczyły mnie wyrzuty sumienia bawiłam się świetnie. Julia, która na pierwszy rzut oka wydawała się pustą lalą okazała się przemiła osobą. Jest ode mnie rok starsza i też pochodzi z Polski. Mieszka  z mam i młodszą siostrą w Dortmundzie od dwunastu lat. Przeprowadziły się do Niemiec po tym jak jej tata zginął w wypadku samochodowym. Opowiedziała mi też jak poznała się z Moritzem. Dokładnie tak samo jak ja z Marco. Zabawne. Są już para od dwóch lat. Julia to świetna dziewczyna. Muszą się lepiej poznać z Karoliną, na pewno sie dogadają. Ona tez kocha piłkę nożną
Ten dzień był świetny. Trzy razy wygrałam, kilka razy podenerwowałam blondaska, z każdą minutą coraz bardziej kochałam to robić. On tak genialnie wygląda jak się złości. Marco jest dla mnie jak starszy brat. Zawsze chciałam mieć brata.


***********************************************************
No i mamy pełną dziesiątkę. Coś jakoś nie mam pomysłów na późniejsze rozdziały. W zeszyciku mam tylko dwa następne a w głowie pustka... ;c Trudno, może coś wymyśle. Albo wy coś podpowiedzcie, jakiś romasik albo jakaś zdrada, cokolwiek. ;) A, i przepraszam za początek rozdziału, trochę dziwny. :)

W środę mecz, bożż. nie mogę sie doczekać... Dawać mi tu ich.


Nie mogę się napatrzeć na to zdjęcie^^ Ono jest takie cudowne, i ten uśmiech.*.*