-Gdzie idziemy .? - zapytałam Marco.
-Na spacer.
-Teraz .?
-Tak, teraz. Musimy pogadać. - uśmiechnął się i poszliśmy. Spacerowaliśmy ulicami Dortmundu. Była trzecia nad ranem, miasto jakby wymarło. Szliśmy w ciszy, którą nagle przerwał Marco.
-Pamiętasz nasza rozmowę.?
-Możesz jaśniej.?
-Tą, w której prosiłaś abyśmy zostali przyjaciółmi, nic więcej .?
-No pamiętam, ale co to ma do rzeczy .?
-Bo wiesz, trochę cie okłamałem.
-Jaśniej proszę.
-Bo ja czuję coś więcej. Chciałbym być kimś więcej, niż tylko przyjacielem. - popatrzył mi prosto w oczy. Nie wiedziałam co powiedzieć.
-Ale ja mam przecież chłopaka.
-Który w najważniejszym, dla ciebie, dniu ma cie w dupie.
-Nie przeginaj, on mnie kocha, mówił mi to.
-Gdyby
cię kochał, byłby tu dzis obok ciebie. Ale ja się cieszę, że go nie ma.
A teraz proszę cię, popatrz mi w oczy i powiedz, że nic do mnie nie
czujesz, a dam sobie spokój.- przybliżył się do mnie, objął moja twarz i
zmusił mnie abym patrzyła mu prosto w oczy. Nie mogłam zaprzeczyć
faktowi, że jednak jakaś cząstka mnie kochała blondyna stojącego
naprzeciw. Dopiero to do mnie dotarło ? Czy może, po prostu, właśnie w
tym momencie pokochałam Marco.
- Odpowiesz mi w końcu.?- prawie wykrzyczał.
-Przepraszam.
- odpowiedziałam przez łzy, wyswobodziłam się z uścisku chłopaka i
pobiegłam. Nie byłam pewna dokąd zmierzam, nie obchodziło mnie to wtedy.
Chciałam, no właśnie, czego ja właściwie chciałam ? Nie potrafiłam
znaleźć odpowiedzi.
-Weronika, zaczekaj.- usłyszałam za
sobą. Nie zwracałam uwagi na wołanie chłopaka, biegłam przed siebie.
Byle dalej. Niestety, po kilku chwilach opadłam z sił. Marco ma dużo
lepszą kondycję, przecież to oczywiste, w końcu jest piłkarzem. Na
dodatek zaczął padać deszcz, gorzej być nie może.
-Proszę cię, odezwij się w końcu. - delikatnie mną potrząsnął.
-Co ty chcesz usłyszeć? Że cię kocham? No to proszę bardzo, kocham cię. Zadowolony?
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - uśmiechnął się.
-
I z czego się cieszysz.? Namieszałeś mi w życiu, teraz nie wiem co mam
zrobić. Już miałam wszystko poukładane. A teraz? Musiałeś się zakochać,
wszystko przez ciebie. To twoja wina że cię pokochałam, że nie chce
wracać do Polski, do rodziny, że chce zostać tu. To wszystko przez ciebie...-obwiniałam go o
wszystko, a łzy płynęły mi po policzkach strumieniem.
-
Uspokój się. - najpierw mnie przytulił, a potem pocałował. Jeszcze
nigdy, nikt nie uciszył mnie w tak miły sposób. Staliśmy złączeni w
pocałunku, a z nieba padał deszcz.
-I co ja ma teraz zrobić.? - zapytałam.
-Zostać.
-Łatwo ci mówić. Wszystko co mam, mam w Polsce.
-Ale tu masz mnie i Karolinę. Bardzo chcę, żebyś została, ale to zależy od ciebie, nie będę cie namawiać, sama zdecyduj. - cmoknął mnie w czoło.
-Wielkie dzięki.
*Karolina:
-Wstawaj śpiochu. - Mario szeptał mi do ucha.
-Która godzina .?
-Południe.
-Słucham.?! Boże, matka mnie zabije... Dlaczego nie obudziłeś mnie wcześniej.?
-Tak słodko spałaś, nie miałem serca cie budzić. A o matkę się nie martw, dzwoniłem do niej, wszystko załatwione. A teraz wstawaj na śniadanie.
-Zaraz przyjdę, tylko się ubiorę.
-Mhm.
-Ale wyjdź.
-Dlaczego .?
-Bo chce sie ubrać.
-I tak widziałem cie już nagą.
-I co z tego .? Wyjdź, ale najpierw daj mi jakąś koszulkę.
-Masz - rzucił mi swoja klubową 10.
-Wiesz co lubię. - uśmiechnęłam się. Ubrałam się i zerknęłam na telefon, pięć nieodebranych połączeń od Weroniki. Oddzwoniłam:
-Hej, coś sie stało .? - zapytałam.
-Gdzie ty do cholery jesteś .?
-U Mario.
-Ok, wszystko rozumiem.
-Cos się stało .? -powtórzyłam pytanie.
-Oj stało. Kiedy będziesz w domu .?
-Mogę być zaraz, jeśli to coś poważnego.
-Bądź za godzinę, muszę ci coś opowiedzieć.
-Ty patrz, ja tobie też.
-Dobra, na razie.
-No idziesz czy nie.? - Mario darł się z kuchni.
-Idę, idę.
Śniadanie minęło w bardzo miłej atmosferze. Chociaż byłam trochę skrępowana wczorajszym wydarzeniem. Skrępowana i szczęśliwa. Tak jak obiecałam Weronice, po godzinie byłam w domu. Czekała na mnie w salonie, ojców nie było, na szczęście.
-Nie uwierzysz jak ci opowiem. - palnęłam na powitanie.
-No dawaj.
-Mario powiedział mi wczoraj, że mnie kocha.
-Zmówili się czy co . - nie rozumiałam o co jej chodzi.
-Co masz na myśli.?
-Wyobraź sobie, że usłyszałam to samo, wczoraj od Reus'a.
-Nie pierdol . - nie mogłam uwierzyć.
-Nie śmiała bym. I powiedział, że byłby bardzo szczęśliwy gdybym tu została.
-Też bym była szczęśliwa.
-Myślisz, że nie wiem. - zaśmiała się. - Moje całe życie jest w Polsce, mam to ot tak zostawić, dla chłopaka?
-Sama zdecyduj.
-Grr.. Myślałam, że chociaż ty pomożesz mi podjąć decyzję.
-Nie potrafię ci pomóc.
-A mówiłaś, że noc spędziłaś u Mario. - znacząco poruszał brwiami.
-Mhm. - zawstydziłam się.
-Jak było .?
-Bosko, i na tym zakończmy.
-I co ja ma teraz zrobić.? - zapytałam.
-Zostać.
-Łatwo ci mówić. Wszystko co mam, mam w Polsce.
-Ale tu masz mnie i Karolinę. Bardzo chcę, żebyś została, ale to zależy od ciebie, nie będę cie namawiać, sama zdecyduj. - cmoknął mnie w czoło.
-Wielkie dzięki.
*Karolina:
-Wstawaj śpiochu. - Mario szeptał mi do ucha.
-Która godzina .?
-Południe.
-Słucham.?! Boże, matka mnie zabije... Dlaczego nie obudziłeś mnie wcześniej.?
-Tak słodko spałaś, nie miałem serca cie budzić. A o matkę się nie martw, dzwoniłem do niej, wszystko załatwione. A teraz wstawaj na śniadanie.
-Zaraz przyjdę, tylko się ubiorę.
-Mhm.
-Ale wyjdź.
-Dlaczego .?
-Bo chce sie ubrać.
-I tak widziałem cie już nagą.
-I co z tego .? Wyjdź, ale najpierw daj mi jakąś koszulkę.
-Masz - rzucił mi swoja klubową 10.
-Wiesz co lubię. - uśmiechnęłam się. Ubrałam się i zerknęłam na telefon, pięć nieodebranych połączeń od Weroniki. Oddzwoniłam:
-Hej, coś sie stało .? - zapytałam.
-Gdzie ty do cholery jesteś .?
-U Mario.
-Ok, wszystko rozumiem.
-Cos się stało .? -powtórzyłam pytanie.
-Oj stało. Kiedy będziesz w domu .?
-Mogę być zaraz, jeśli to coś poważnego.
-Bądź za godzinę, muszę ci coś opowiedzieć.
-Ty patrz, ja tobie też.
-Dobra, na razie.
-No idziesz czy nie.? - Mario darł się z kuchni.
-Idę, idę.
Śniadanie minęło w bardzo miłej atmosferze. Chociaż byłam trochę skrępowana wczorajszym wydarzeniem. Skrępowana i szczęśliwa. Tak jak obiecałam Weronice, po godzinie byłam w domu. Czekała na mnie w salonie, ojców nie było, na szczęście.
-Nie uwierzysz jak ci opowiem. - palnęłam na powitanie.
-No dawaj.
-Mario powiedział mi wczoraj, że mnie kocha.
-Zmówili się czy co . - nie rozumiałam o co jej chodzi.
-Co masz na myśli.?
-Wyobraź sobie, że usłyszałam to samo, wczoraj od Reus'a.
-Nie pierdol . - nie mogłam uwierzyć.
-Nie śmiała bym. I powiedział, że byłby bardzo szczęśliwy gdybym tu została.
-Też bym była szczęśliwa.
-Myślisz, że nie wiem. - zaśmiała się. - Moje całe życie jest w Polsce, mam to ot tak zostawić, dla chłopaka?
-Sama zdecyduj.
-Grr.. Myślałam, że chociaż ty pomożesz mi podjąć decyzję.
-Nie potrafię ci pomóc.
-A mówiłaś, że noc spędziłaś u Mario. - znacząco poruszał brwiami.
-Mhm. - zawstydziłam się.
-Jak było .?
-Bosko, i na tym zakończmy.
*************************************************************
Przepraszam, że tak strasznie krótko, ale tylko na tyle mnie dziś stać, i przepraszam, że dopiero dziś, miałam dodać we wtorek, ale byłam na ostatniej wycieczce z klasą, a w środę i czwartek rozpaczałam z powodu końca roku.
Wczoraj miałam zakończenie roku i jestem załamana. Musiałam sie pożegnać z klasą, z którą spędziłam trzy lata, nie pamiętam kiedy ostatnio tak beczałam, nawet teraz kręci mi się łza w oku. Na dodatek zabrakło mi jednej czwórki do paska, gdybym zamiast 3 miała 4 z historii, miałabym pasek.... Jestem załamana...